niedziela, 8 września 2013

4.

Aż nagle wziął mnie na ręce i krzyknął:
- Ty jesteś moją wspólniczką. Lou też jest z nami. Jesteśmy załogą Actimel'a !!!
- Niech on mnie puści ! - nie podobało mi się to.
- Zostaw ją Harry... - Louis próbował trochę go uspokoić. Wreszcie ten cały Harry spowrotem postawił mnie na podłogę.
- Ale nadal jesteśmy załogą Actimel'a. Musimy iść na misję...
- Nigdzie nie idziemy - oznajmił mu BooBear.
- Też cię kocham - loczek padł na kanapę.
- Boshe, kim ty w ogóle jesteś ?
- No mówię, twoim marzeniem - uśmiechnął się do mnie.
- Ta, na pewno... - nie zwracałam uwagi na jego teksty po pijaku.
- Zobaczysz słonko.
- Że jak ?! Przegiąłeś... - Lou też zaczął się wkurzać.
- Mhm, ciekawe, mów dalej... - Harry nie miał zamiaru się uspokoić.
- Popsułeś nam plany na wieczór - wyjaśniłam.
- A jakie były ? - spytał.
- Film.
- Horror ?! - jego oczy zabłyszczały.
- No może... - powiedział Lou siadając na kanapie i włączając film.
- Oooo...to ja oglądam z wami - usiadł pomiędzy mną, a Louis'em i na nic nie zwracał uwagi.
- Ugh.
Film się zaczął. Pijany koleś tak bardzo bał się horroru, że chował głowę w poduszkę. Jak wcześniej ostrzegałam, w połowie filmu musiało nastąpić moje zaśnięcie. Rano skojarzyłam tego gościa, leżał obok mnie, na sofie, niewyspany, miał na imię...no...no tak...Harry.
- Dzień dobry - powiedział ten Harry.
- Em...no cześć. Gdzie Louis ? - spytałam.
- Poszedł do sklepu po rzeczy do zrobienia śniadania - wyjaśnił.
- Aha, okey - odpowiedziałam, po czym wtuliłam się w poduszkę.
- Jak masz na imię ? - spytał mrocznym zachrypniętym głosem.
- Susan Parker.
- Ja jestem Harry Styles, pewnie mnie znasz.
- Nie.
- Znasz, znasz - upierał się.
- Nie prawda. Nie znam cię. Z nikąd cię nie kojarzę.
- Serio ? - był zdziwiony.
- Serio.
- WoW. Sądziłem, że zaraz rzucisz mi się na szyję...
- C-Co ?! Nie jestem taka.
- To dobrze - oznajmił - A ile masz lat ?
- 19.
- To tyle, ile ja. Pasujemy do siebie - zaczął mnie podrywać.
- Ta... - wstałam z sofy, by iść do kuchni się czegoś napić.
- Moglibyśmy być razem. Mówię całkiem serio. Gdyby nie Lou... - nie dokończył.
- Nie chodzę z Louis'em - powiedziałam szybko.
- To jeszcze lepiej - zaczął mierzyć mnie wzrokiem. - Przemyśl propozycję.
- Em...raczej nie - ruszyłam w stronę kuchni.
Napiłam się, po czym odłożyłam karton z sokiem spowrotem na blat. Lou wrócił. W ręku trzymał wielką torbę.
- Co kupiłeś ? - spytałam.
- Em...no wiesz...rzeczy do zrobienia naleśników.
- Uuu...naleśniki ! Kocham je *.*  - powiedział Harry, a jego oczy znowu zabłyszczały.
- No wiem - oznajmił Louis - Sue, lubisz naleśniki ?
- Em...no tak.
- Widzisz, pasujemy do siebie - Harry puścił do mnie oczko.
- Przeginasz - ostrzegł go Lou.
- Okey, okey - jak zwykle Loczek był wyluzowany.
Lou zrobił te naleśniki i zjedliśmy. Harry uciekł do swojego domu, a ja z Louis'em do parku. Nagle coś mnie bardzo zaciekawiło, a mianowicie to, że grupka ludzi robiła nam zdjęcia. To było dziwne. Tak samo się czułam, ale Lou chyba ich ignorował. Kolejny cały dzień z nim...
- Może wypadałoby iść wreszcie do domu ?! - powiedziałam to, o czym myślałam.
- Co masz na myśli ? - spytał BooBear.
- No...że muszę iść :D
- A no tak to cię odprowadzę.
- Okey, chodźmy - ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Dotarliśmy tam w jakieś piętnaście minut nie przestawając ze sobą rozmawiać. No i oczywiście nadeszła ta niezręczna chwila, gdy muszę się z nim pożegnać. Zaczęłam bawić się kluczami od domu, czekając, aż to on zrobi pierwszy krok. Patrząc na klucze, poczułam ciepły dotyk dłoni Louis'a na moim policzku. Jego dotyk był inny, lepszy, cieplejszy, bezpieczniejszy, jakby uzdrawiający. Zamyśliłam się i przez przypadek upuściłam klucze na ziemię. Wtedy Louis zaczął się cicho śmiać i drugą ręką objął moją talię. Byłam sparaliżowana. Totalnie sparaliżowana. Chciałam już przerwać jego dalsze zapędy, podnieść pęczek kluczy i po prostu wejść do środka domu. Ja oczywiście grałam rolę drewna. Nie wiedziałam, co zrobić. Z jednej strony bardzo mi się podobał. No ale z drugiej strony za krótko go znałam. Kilka dni to za mało. Zdecydowanie. To uczucie nie jest do opisania. W końcu udało mi się coś powiedzieć:
- Louis...muszę iść.
- Spokojnie.
Widziałam jak z każdą chwilą był na to coraz bardziej napalony, ale czekał na odpowiedni moment. Już kilka sekund później nie wytrzymał i obdarzył mnie namiętnym pocałunkiem. Jak zawsze długi, namiętny, z wyczuciem chwili.
- Lou, muszę iść - szepnęłam.
- Wiem - zasmutniał - No to...pa.
- Cześć Lou.
Podniosłam klucze, weszłam do domu i.....

Specjalnie wstawiam tak wcześnie dla mojego kochanego Buldoga xx.

* * * * * * * * * *

Zapraszam do lajkowania naszej stronki na fb: www.facebook.com/JaramSieOneDirectionJakLiamWidelcami  oraz do wysyłania nam Waszych imaginów na:  jaramsieonedirection001@gmail.com   :***

Love u all ♥
- Puf ^.^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz